niedziela, 12 sierpnia 2018

Ostatnie miesiące nie były aż tak kolorowe....

Hej Kochani czytelnicy bloga!
Obiecałam Wam, że będę pisała systematycznie bloga ale niestety ostanie miesiące, tygodnie i dni nie były aż tak zachwycające abym miała siłę coś tu napisać. Myślałam o tym wielokrotnie aby zwierzyć się z tym co się stało na blogu ale po prostu nie miałam na to siły ani ochoty. Teraz gdy moje samopoczucie jest ciut lepsze napiszę Wam o Tym co się wydarzyło..
CZERWIEC, RANO
Było po 6 rano, jak zawsze wstałam wcześnie aby przygotować Mojemu Mężowi śniadanie ponieważ wracał z nocnej zmiany z pracy do domu. Gdy skończył pracę napisał mi ,,właśnie wychodzę z pracy, zaraz wsiadam w samochód i będę jechał do domu, kocham cię", a Ja odpisałam ,,ok, czekam". Zadowolona po tym smsie robiłam kanapki, parzyłam herbatę i postanowiłam zrobić mu pyszną owsiankę z owocami na śniadanie. Godziny, minuty mijały a mojego Artura nadal nie ma, pomyślałam ,,pewnie jest korek jak wyjeżdża z pracy". Później czekałam, nadal go nie było... Serce zaczęło mi szybciej bić i jakieś myśli mi chodziły po głowie ,,oby nic się nie stało". Po paru minutach zadzwonił telefon, że Artur miał wypadek około 500 m od domu. Samochód zjechał na pobocze a później koziołkował tak jakby tworzył się efekt pralki.. Na pewno to było straszne uczucie! Samochód był bardzo zmasakrowany (cały do kasacji) a każdy mówił, że Artur miał wiele szczęścia że to tak się skończyło (jedyne co był poobijany i wyskoczyła mu rzepka w kolanie). Gdyby miał większą prędkość lub by ktoś jechał z naprzeciwka nie wiadomo jakby to się skończyło! Wracając z pracy zmęczenie spowodowało przyśniecie za kierownicą... Z tego co opowiadał Mój Mąż całe życie mu przeleciało przed oczami a w między czasie myślał o Mnie, o tym żeby przeżył bo ma dla kogo żyć! Powiem Wam szczerze, jak się dowiedziałam o Tym łzy mi poleciały a gdy dowiedziałam się że to był taki straszny wypadek to od razu złapałam za telefon jak on siedział w karetce pogotowia i zaczęłam do niego pisać smsy ,,czy żyje?", ,,misiek odezwij się!"... Około godziny 10:00 pojechałam z moją Mamą na pogotowie aby dowiedzieć się coś o stanie zdrowia Artura. Odebraliśmy go około godziny 13:00 i pojechaliśmy do domu. Na dzień dzisiejszy Artur czuje się bardzo dobrze, ma rehabilitacje, chodzi bez kul i jest zmotywowany pozytywnie do życia.
LIPIEC
Tyle osób z rodziny nie Ma już z Nami....
,,Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą".
Ci co odeszli, wciąż żyją w Nas,
w Naszych sercach oraz wspomnieniach.
Zostaną tam przez cały czas naszego
ludzkiego istnienia...


Brak komentarzy: